Ostatecznie zrobiliśmy to. Zaliczyliśmy muzeum. Na kaca. Oni po ciężkich balach, ja po Stravińskim. Jak ostatnia hołota, siano z butów i temu podobni rubasznie skomentowaliśmy każdy obraz. Potem udaliśmy na zasłużony obiad.Uśmiech do teraz nie schodzi z mej fizjonomii.
Dziś nie było niedzieli.
niedziela, 17 lipca 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz