Powróciłam po czterech dniach
Warszawa mój dzień zero
Obudziłam jeszcze w Sopocie w przytulnym pokoju bez tulenia
O szóstej rano
Po trzech godzinach snu
Za sześć godzin wyjazd
Ja już byłam w drodze do siebie
Syte śniadanie szybka trasa
Mnóstwo niedzielnych dziwek
Na poboczu nie widziałam żadnej
Moderat umilał mi tę wojaż
Wspięłam do mieszkania
Torbę ciuchów cztery pary butów obdarte stopy
Pełen plecak kosmetyków
W tym wieku to już norma
Otwierając drzwi gromko zamilkłam
Dobrze być u siebie i tak tu śpieszyłam
niedziela, 3 lipca 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz