Stachu, martwisz, że tak marznę i z racji odległości utulić nie możesz. Jak słodko z twojej strony, nie martw, kochany, dziś akurat straszliwie zgrzałam, tulę ja ciebie dla odmiany. Jechałam tym rowerem pod tę górę do placu dwóch krzyży, słońce świeciło mi w te okulary i czułam jak strumyk spływa pod dwoma górkami mego ciała. Nie, krzyżu nie miałam. Przecież wiesz, nie dźwigam, relaksuję. Jak czułam? Znasz mnie, piękno mi wtedy było. Dla czego durna, bo wstaję tak wcześnie, ćwiczę pilates-yogę i mam siłę jeszcze na rower pod górę. Gdzie ja śpioch, pytasz. Jestem. Mam siłę na wszystko, co kocham. W weekendy śpię za dwoje, jeżeli mam ochotę, jeżeli nie, to rower z góry. Całuję.
środa, 29 października 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz