Siedzę na pniu w lesie, ałuuuu...Okulary na nosie, by zobaczyć ciemność. Folia na głowie, by poczuć wodę. Kapcie na nogach, by być jak we własnych pokojach. Twardo jakoś, coś uwiera, gałąź sponiewiera. Ktoś patrzy na mnie, obserwuje. Chyba strzelam samobója. Myślę : " Trza spierdalać, gdzie mam kompas? Harcerz ze mnie jednak słaby. Kurwa, w lewo, w prawo? " Biegnę, gałąź w ręku, kapcie spadają, a psychol za mną. Rzucam kapciem w ryja, a ten już mnie trzyma. Folię zdziera i mówi : " Co za łysa pała, a myślałem, że to baba. A spieprzaj, ty pedale, zoofilu jebany. " I tak mnie wyzwano, a ja tylko myślom dać wybiegać się chciałam...
Ps. Przepraszam za wulgaryzmy, ponoć damie czasami wypada ;)
wtorek, 7 grudnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz