Chuje móje, zgniłe węże! Co Ty pieprzysz? Opowiadam. Węże weszły, omotały, duszę się i zapadam. W co? W zgniliźnie tone, dławię się, zajadam. Smaczne? Takie sobie, jak ja w porze obiadu.
Porozmawiajmy. Znikam. Umierasz? Bo ja też. Ty zobaczysz raj, ja nie koniecznie. Chcesz słodkich pomarańczy, długich rozmów o poranku? Chcesz wysadzę wszystkie gwiazdy, co nie dają spać. Żyj. Przecież widzisz, żyją Tobą. Chcesz morze wraz z żaglami? A Ty piasek, bryłę, kamień? Ja zabije sąsiadów, co nie dają spać. A ja szczury, co piszczą jak wiatr. Chcesz słońce zamiast lampy? A Ty za oknem Alpy? Chcesz oddam wszystkie teksty, co o Tobie piszę, spalę za pomocą zniczy. Po co? Bo tak mam, lubię niszczyć, co posiadam. Posiadasz, to co widzisz, a że ślepy to nie masz nic. I znów agonia, a ja patrzę z ironią...
poniedziałek, 3 maja 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz