Odważyłam się. Założyłam czapkę na łysy łeb, omotałam się szalikiem i wyszłam. Na balkon. Zobaczyć śniegi, zejść po białej łące własnej świadomości. Po co? Ciągle zadaję sobie pytanie.
Czy to jest zimno, czy to jest wianie? Tęsknię, gdy nie widzę zimy i gdy jej długo nie oglądam, czegoś mi brakuje, czegoś widzieć żądam.
Wchodzę do mieszkania, jest mi ciepło mimo tego przewiania. Zostawiam białe ślady niczym bezbarwna krew na rosyjskim dywanie. Ciągle zadaję pytanie czy to jest zima, czy to jest bania? Syberia uczuć, wiatr mąka w twarz, ponieważ znowu odważyłam się iść pod wiatr. Światła rażą me oczy bladością i brakiem wyrazu. I nadal zadaję sobie pytanie, czy to jest mróz, czy to jest łaźnia. Po co tyle pytań? Kto pyta nie błądzi? Gówno prawda. Pytam i jestem zagmatwana, poszarpana i taka nie usatysfakcjonowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz